I znowuż sięgnęłam do archiwalnego kukbuka, dlatego nie ma zdjęcia. Tym razem wyciągnęłam zeń pyszne i jednocześnie znakomicie wpływające na trawienie roladki wieprzowe z suszonymi śliwkami. Nie muszą być wieprzowe, mogą być z dowolnego, nieuczulającego mięsa. Śliwek nie musimy też moczyć - zmiękną w trakcie duszenia potrawy. Musimy jednak pamiętać, by były to śliwki naturalnie suszone, niesiarkowane. Te nasze polskie, dymne, są pyszne, ale mogą być dla dzieci trochę za ostre, więc najlepiej sprawdzi się poczciwa kalifornijka. Przyprawy według uznania, można zaszaleć i sypnąć cynamonu, kardamonu czy pieprzu, ale ja robiłam tylko z solą, bo to były czasy spożywania bardzo niewielu produktów. Przepis jest banalny, wiem. Ale czasem bardziej niż wykwintne i skomplikowane recepty liczy się prostota pomysłu, szybkość, łatwość. A smak roladek zaiste nie zdradza, że robi się je w dwie minuty i to na oko.
Posiadać należy:
dozwolone mięso w plastrach (1-2 na osobę, w zależności od wielkości)
suszone, niesiarkowane śliwki (1-2 na plaster mięsa)
sól - do smaku
olej - do smażenia
nić kuchenną lub wykałaczki
Mięso umyć, osuszyć, rozbić. Posolić i na jednym z boków plastra ułożyć śliwkę (lub dwie, "gęsiego", w zależności od wielkości kotleta). Zrolować i albo związać nicią, albo spiąć wykałaczką. Podsmażyć lekko, ze wszystkich stron na rozgrzanym oleju, podlać wodą, przykryć i udusić do miękkości - ok. 25-30 minut.
Lubię roladki ze śliwkami :)
OdpowiedzUsuńJa znam śliwki zawijane w boczek-w sam raz do piwka :)
OdpowiedzUsuńTakie roladki... świetny pomysł. Śliwki zawsze doskonale harmonizowały się z mięsem. Ciekawa propozycja na przystawkę :)
OdpowiedzUsuń