Znowu figi. Był dżem, jest pieczonka. Bardzo smaczna. Uparłam się trochę na świeże figi. No bo podobno jak dobre, to poezja smaku. Wybrałam się więc do pewnych eleganckich delikatesów i kupiłam piękne, drogie i dorodne figi. I co? I nadal nic...
Należy mieć:
figi
masło klarowane (lub bezmleczną margarynę)
syrop klonowy lub z agawy
po szczypcie cynamonu i kardamonu na figę (lub przyprawy do piernika)
Figi umyć, naciąć na krzyż (tak do 1/3 ich wysokości licząc od podstawy), rozchylić nacięte części. Ułożyć owoce w naczyniu do zapiekania. Każdą figę posypać przyprawami, polać odrobiną syropu (ok. 1/2 łyżeczki) i nałożyć do jej środka kilka wiórków masła lub margaryny. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 175 stopni i zapiekać ok. 15 minut.


No jak nic? Nie smakują Ci, czy co? Ja Ci się przyznam, że figi lubię i to bardzo, aaaaaaale zaraz po truskawkach, czereśniach, arbuzie i kilku innych. :D
OdpowiedzUsuńPieczonej nie jadłam i już żałuję!
prezentują się doskonale :) mam kilka świeżych w domu, a przepis kusi :D
OdpowiedzUsuńTakie proste a takie smaczne :)
OdpowiedzUsuńJak to nic...??? No Patysko, ja Cię proszę ;-) Jak to nic..? Takie cudowności figowe serwujesz i nic...?
OdpowiedzUsuńekstra pieczonka:)
OdpowiedzUsuńWygląda cudownie! jak prawdziwe dzieło sztuki. Aż szkoda jeść aby nie zepsuć efektu.
OdpowiedzUsuńNie wierzę, że nic - ja na samo słowo kardamon się ślinię :)
OdpowiedzUsuńo tak tak ,takie figi to niebo w gębie
OdpowiedzUsuńOch! Na mojego wirusa byłyby idealne :)
OdpowiedzUsuńYummy :) Cudne :)
OdpowiedzUsuń